piątek, 10 stycznia 2014

Najlepsze pieczone ziemniaki Nigelli Lawson, czyli kuchnia w obronie autorytetów


Moje kulinarne początki zawdzięczam Nigelli Lawson - nie raz pewnie o tym wspominałam na blogu, a półki z książkami są tego największym dowodem. Próbowałam w każdej zaznaczać ulubione przepisy karteczkami, żeby zorientować się po pierwszych kilkunastu, że braknie mi albo karteczek albo miejsca na zaznaczenie każdej potrawy, w której się zakochałam. I tak co jakiś czas wracam do tych książek, znajdując za każdym razem coś nowego, czasami nawet bez wcześniej doklejonej karteczki. Może i ludzie się nie zmieniają, ale jedzeniowe preferencje - oj tak.

Jednak historia o ziemniakach nie jest historią zmiany. Kochałam je zawsze, ale pieczenie ich zawsze mnie trochę onieśmielało. Zawsze czułam, że w pozornie najprostszych czynnościach znajduje się haczyk, który może wysuszyć ziemniaki i w efekcie unieszczęśliwić mnie i całe towarzystwo. Takie miałam wyobrażenie przynajmniej, dlatego znajdując bezbłędny patent czuję, jakbym znalazła lek na całe przystawkowe zło - niewiele jest obiadów, do których nie pasuje pieczony ziemniak i nie znam osób, które go nie lubią. Tak, mam szczęście do ludzi. 

Kolejny raz dziękuję więc Nigelli i niezależnie od tego, jakie ma teraz przygody, nikt mi nie powie, że nie można jej podziwiać za to nieprzyzwoicie pyszne jedzenie, które podziwiam nie tylko w książkach, na szczęście. Ziemniaki są niezwykle soczyste i aromatyczne, a najwięcej pracy wymaga ponacinanie paseczków. Zabieg wart zachodu, bo dzięki temu nawet nie potrzebujecie noża do jedzenia, jeśli akurat leci coś fajnego w TV :)