niedziela, 22 listopada 2009

Czekoladowo - pomarańczowe mufiny, czyli czysty hedonizm



Moją filozofię dotyczącą Mufinów opowiedziałam przy poprzednim wpisie, więc teraz ograniczę się tylko do jednej rady: zjedzcie choć jednego Mufina czekoladowego chwilę po wyjęciu z piekarnika, a nic już nie będzie takie samo. Płynna, gorzka czekolada w połączeniu ze słodyczą i aromatem pomarańczy to jest coś tak nieprzyzwoicie pysznego, że czasami trudno mi uwierzyć, że taki smak uzyskuje się używając dwóch misek i składników dostępnych w sklepie za rogiem.

poniedziałek, 16 listopada 2009

Ciasteczka z żurawiną, migdałami i białą czekoladą, czyli antydepresanty




Kruche, okrągłe ciasteczka kojarzyły mi się zawsze z amerykańskimi filmami i wielkimi słoikami z napisem COOKIES. Teraz mam nawet taki gigantyczny słoik, ale nigdy ciasteczka nie wytrzymały tyle, żeby móc je do niego wrzucić. Będę nieskromna, ale one są po prostu za dobre, żeby je zamykać w słoiku.

Zaczęłam myśleć o przygotowaniu tych ciasteczek jakiś czas temu, kiedy kolejny raz podnieśli mi cenę moich ukochanych czekoladowych w Coffee Heaven. Później poznałam, co to znaczy prawdziwe Triple Chocolate, ale o tym opowiem przy przepisie na czekoladową wersję. W każdym razie, podobno udało mi się przebić ciastka z CF i od tego czasu regularnie przygotowuję porcje ciastek dla krewnych i znajomych królika.

W tej wersji żurawina i biała czekolada to obłędne, słodko-kwaśne połączenie, które lekko przypomina mi już o Świętach. Taki doraźny sposób na przypomnienie sobie, że listopad kiedyś się skończy i trzeba go przeżyć, żeby później móc bezkarnie śpiewać Last Christmas przygotowując kolejną blachę pierników.

niedziela, 15 listopada 2009

Tarta śmietankowo-kawowa, czyli faworyt imieninowy Mamusi


Z okazji imienin mamy przygotowałyśmy trzydaniowy deser, a jedną z pozycji była właśnie ta torciko-tarta. Jedynym kompromisem, na który trzeba pójść przygotowując ją jest konieczność pozostawienia jej w lodówce na minimum 3 godziny przed podaniem. Cała reszta polega na mieszaniu i kruszeniu, więc jej przygotowanie ma, jak dla mnie, właściwości terapeutyczne. 

Przepis jest moją lekką modyfikacją dzieła z kwestiasmaku.com. 





Mufiny z pomarańczą, czyli jak odnaleźć szczęście w życiu


Nie ma takiej rzeczy na świecie, której nie potrafiłby naprawić dobry mufin. Nie ma. Jest to na pewno kontrowersyjna teza, jeśli wejdziemy na tematykę pokoju na świecie i takich tam, ale uważam, że życie może stać się przyjemniejsze jeśli tylko opanujecie sztukę pieczenia tego przysmaku.

Samo poszukiwanie własnego, ulubionego przepisu jest czymś cudownym. Możliwości jest tak wiele, że można cieszyć się z poszukiwań praktycznie w nieskończoność - to dla niezdecydowanych. Dla ambitnych - można uczepić się jednego przepisu i doskonalić go do tego stopnia, że ostateczny Mufin znajdzie się na liście patentowej. Dla leniwych - można trzymać się jednego przepisu, poświęcać mu standardowe 20min na przygotowanie i być równie szczęśliwym. Ja jestem gdzieś pośrodku, bo wykazuję cechy sentymentalne - mój ukochany przepis to ten pierwszy, którego użyłam do Pierwszego Mufina, ale jednocześnie natrafiając na ciekawe udoskonalenia jestem gotowa dokonać przeróżnych mutacji.

Poza tym, poszukiwanie przepisu to dla mnie tylko kwestia znalezienia pomysłu na ciasto. Prawdziwa zabawa zaczyna się przy dobieraniu nadzienia. I tutaj nie zrozumiem nigdy postawy osoby, która postanowi zatrzymać się na jednej, nawet ukochanej opcji. Jest to obraza samej istoty pieczenia Mufina i nie wolno sobie pozwolić na takie zaniedbanie.

Dzisiaj podaję opcję podstawową. Właśnie tą sentymentalną, na której nauczyłam się piec mufiny - z pomarańczą, pomysłu Nigelli. Cudowny i niezawodny, za każdym razem.


niedziela, 8 listopada 2009

Łosoś teriyaki z czerwonymi warzywami, czyli siła gotowca




Dobrą stroną bycia amatorem w kuchni jest to, że ma się pełne prawo do stosowania wszelkich chwytów, które mogą ułatwić gotowanie. Nie zamierzam z tego prawa nigdy rezygnować, nawet jeśli kiedyś nauczę się przygotowywać malinowe macarons. Po prostu uważam, że zmęczenie/Wielki Głód/lenistwo są czynnikami łagodzącymi i po prostu warto wiedzieć, co zrobić, żeby było smacznie, zdrowo i szybko.

Ten przepis jest jednym z tych, które wymagają jedynie odpowiedniego zapasu składników i jakiś 20 minut czasu. Łososia warto kupić więcej, pokroić w 200g plastry i po prostu wyjąć do rozmrożenia. Co do warzyw, wyrzuciłam je z torebki na patelnię. Jasne, że lepiej jest kupić i pokroić świeże warzywa, ale to jest inna historia. Dla ambitnych polecam następującą mieszankę: marchewka, czerwona papryka, zielone i czarne oliwki, mini cebulki w occie. Dla normalnych: mieszanka mrożonych czerwonych warzyw na patelnię Frosty. W sklepach wybór takich produktów jest ogromny, jednak ja uwielbiam połączenie oliwek i łososia, dlatego wybieram właśnie ten zestaw.

Sos teriyaki to cudowne odkrycie, które jest doskonałą odpowiedzią na wszelkie dylematy dotyczące marynat, sosów czy szpanerskich dodatków. Dla ułatwienia proponuję kupić teriyaki o gęstej, lekko skarmelizowanej konsystencji.


środa, 4 listopada 2009

Tortille i sałatka z z kurczakiem, czyli rozpusta umiarkowana


Kiedy mam ochotę na coś niezwykle pysznego, ale jednocześnie pozostawiającego wrażenie równie zdrowego, wybieram właśnie to danie. Jego podstawą są warzywa, których obecność skutecznie tłumi ewentualne wyrzuty sumienia związane z majonezem i parmezanem w sosie.

Czuję się trochę dziwnie, że przygotowałam dzisiaj tortille na Dzień Uczty, ponieważ czas, jaki im poświęciłam jest tak absurdalnie krótki, że zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie powinnam dłużej mieszkać w kuchni, tak dla zasady. Jednak w tym wypadku potwierdza się moja Zasada Nr 1, że proste rozwiązania są najlepsze. Kilka składników, kilka minut i mnóstwo radości.

wtorek, 3 listopada 2009

Sos pomidorowy, czyli Absolutna Podstawa


Własny przepis na sos pomidorowy można by traktować jako pewnego rodzaju wizytówkę. Jasne, każdy sos wywodzi się od Pomidora, więc możliwości są teoretycznie ograniczone, a jednak.. Nigdy nie jadłam dwa razy takiego samego sosu pomidorowego. I uwierzcie, można znaleźć powiązania między charakterem kucharza a tym, jak przygotowuje swój sos.

Dlatego też prace nad moją własną adaptacją sosu pomidorowego uznaję za pewnego rodzaju misję. Myślę, że bazę już mam i właśnie ta baza to mój przepis na dzisiaj. Jest bajecznie prosty, a jednocześnie pozostawia duże pole do popisu.

Zanim przejdę do przepisu, podam Wam moje hasło-klucz: Aceto Balsamico di Modena. Jestem kucharskim lanserem, ale nie uwierzę, że tylko mnie kręci fakt, że wlewam na patelnię ten absolutnie cudowny i wyszukany składnik. Być może ja mam już z tym problem, bo ewidentnie polepsza mi się humor, kiedy wyjmuję korek od butelki octu, ale dla osoby pragmatycznej jedno uzasadnienie powinno wystarczyć zakup: ocet balsamiczny ma tak intensywny smak, że potrafi, jeśli jest złej jakości, zepsuć Wam potrawę. Po prostu.

niedziela, 1 listopada 2009

Trufle, czyli kieszonkowe tiramisu



Żaden znany mi deser nie jest dla mnie tak wielkim wrogiem, jak trufla i żadnego jednocześnie nie kocham bardziej. Jeżeli chcecie przygotować trufle, przygotujcie się na emocjonalną huśtawkę. Niektórych to kręci, niektórych może odstraszyć, ale trzeba być na to gotowym. Tylko ta potrawa sprawia, że w ciągu jednego dnia w kuchni mogę czuć ekstatyczną radość, żeby po pół godzinie dostawać ataku histerii. Jednak ten wysiłek jest jak inwestycja. Zawsze trufla w wersji ostatecznej, nieważne jak brzydka i nieforemna, to powód do dumy i źródło największych przyjemności.

Te trufle dedykuję Paulince - naszej sąsiadce, która obchodzi dzisiaj urodziny. Wszystkiego naj naj naj!

Przepis zaadaptowałam w cudownej strony kwestiasmaku.pl. Jest to dla mnie takie kulinarne Eldorado, i za każdym razem jak odwiedzam tą stronę, to się zastanawiam, po co ja w ogóle robię to wszystko, skoro moje miejsce jest w kuchni.