Nie powiem nic nowego, kiedy podkreślę, jak ważna jest dla mnie rodzina i te wszystkie zwyczaje, które razem wytworzyliśmy sobie przez lata. To małe i duże rzeczy, od powiedzonek tak abstrakcyjnych, że nawet mi trudno czasem nadążyć za naszym rodzinnym pojmowaniem rzeczywistości, po poranne rozmowy o pogodzie z moją Mamą.
A kiedy tak zaczynam się nad tym głębiej zastanawiać, to sama jestem zaskoczona, jak wiele tych zwyczajów jest związanych z jedzeniem. Co sobotę rodzina w różnej konfiguracji ląduje na pizzy u pana Krzysia, a wszystkie miejsca, które odwiedzamy razem mają swoje smaki i aromaty, bez których przestałyby być dla mnie autentyczne. No i oprócz tego, są po prostu Potrawy. Nikt z nas nie uznaje rzeczywistości pozbawionej konfitury z mirabelek czy wiśni, a sezonowo na stole pojawiają się dania, których nie potrafię i nawet chyba nie chcę odtwarzać - są tak mocno związane z osobami, od których je dostaję.
I chociaż ja nie przygotowałam nigdy tych ciasteczek samodzielnie (bo w moim świecie najpierw muszę je upolować na trasie z babcinej kuchni, a potem dostać swój przydział do Warszawy w pokoju obok, zawsze w atmosferze konspiracji, bo przecież wszyscy oficjalnie nie jemy słodyczy), daję Wam w spóźnionym świątecznym prezencie przepis prosto od mojej Babci, spisany przez Mamę. Są absolutnie uzależniające, nie za słodkie i lekkie, ale jednocześnie dają to cudowne uczucie, które odczuwa się po zjedzeniu czegoś zrobionego tak po prostu, ale z miłością - proste połączenia są zawsze najlepsza, a te ciastka to tego najlepszy dowód.
A kiedy tak zaczynam się nad tym głębiej zastanawiać, to sama jestem zaskoczona, jak wiele tych zwyczajów jest związanych z jedzeniem. Co sobotę rodzina w różnej konfiguracji ląduje na pizzy u pana Krzysia, a wszystkie miejsca, które odwiedzamy razem mają swoje smaki i aromaty, bez których przestałyby być dla mnie autentyczne. No i oprócz tego, są po prostu Potrawy. Nikt z nas nie uznaje rzeczywistości pozbawionej konfitury z mirabelek czy wiśni, a sezonowo na stole pojawiają się dania, których nie potrafię i nawet chyba nie chcę odtwarzać - są tak mocno związane z osobami, od których je dostaję.
I chociaż ja nie przygotowałam nigdy tych ciasteczek samodzielnie (bo w moim świecie najpierw muszę je upolować na trasie z babcinej kuchni, a potem dostać swój przydział do Warszawy w pokoju obok, zawsze w atmosferze konspiracji, bo przecież wszyscy oficjalnie nie jemy słodyczy), daję Wam w spóźnionym świątecznym prezencie przepis prosto od mojej Babci, spisany przez Mamę. Są absolutnie uzależniające, nie za słodkie i lekkie, ale jednocześnie dają to cudowne uczucie, które odczuwa się po zjedzeniu czegoś zrobionego tak po prostu, ale z miłością - proste połączenia są zawsze najlepsza, a te ciastka to tego najlepszy dowód.