niedziela, 30 września 2012

Tagiatelle z mięsnym sosem nie ze słoika, czyli czar kuchennych klimatów



Od razu uprzedzam - dla tych, którzy zabiorą się za przygotowywanie tego dania na głodniaka, świat nie będzie miłym miejscem. Przygotowanie dania zajmuje około 45 minut, ale jedząc go można odnieść wrażenie, że sam sos ma świadomość swojego okrucieństwa i chce nam się odwdzięczyć swoim cudownym smakiem.

Od pierwszego kęsa wiedziałam, że kończą się czasy tolerancji dla słoikowych sosów do makaronu. Bo prawda jest taka, że mimo uwielbienia do gotowania, mam słabość do wygody, jaką dają gotowce. Wystarczy jednak, że włączę sobie jakiś lekko kompromitujący bit w tle, założę niewyjściowe ciuchy, porozstawiam garnki na każdej płaskiej powierzchni w kuchni i już mamy wartość dodaną do potraw własnego wyrobu - klimat. Żaden słoik Wam tego nie da.


poniedziałek, 24 września 2012

Proste ciasto cytrynowe, czyli przechwałki kulinarne


Kiedy pieczesz jedno ciasto dwa razy pod rząd i za każdym razem nie masz nawet resztek żeby sprawdzić, jak smakuje dzień po upieczeniu, to albo głodzisz swoje towarzystwo przez tydzień i jest im wszystko jedno, co przed nimi postawisz, albo robisz kawał dobrej roboty. Nikogo nie głodziłam. Jestem super w cieście cytrynowym i mogę to sobie nawet wpisać w CV - tak bezwstydnie jestem z siebie dumna.

Sztuka polega na procesie dodawania składników - to klucz do otrzymania tej miękkiej, pełnej konsystencji, która uszczęśliwia mnie bardziej niż zniżka na praliny. Podzielcie składniki na 3 miski - masę jajeczno-cukrową, suche składniki i mleko z wanilią. I dodawajcie do masy jajecznej na zmianę suche składniki i mleko -  i tak kilka razy, bardzo dokładnie mieszając.

Jestem pewna, że to odkrycie to oczywista oczywistość dla bardziej wtajemniczonych, jednak nie mam aspiracji na stanowisko kulinarnego konkwistadora, a jedynie chcę dobrze jeść. Cytryny i ciasto prowadzące do samouwielbienia w moim świecie byłyby podstawą każdego zestawu terapeutycznego.


niedziela, 16 września 2012

Tarta z cukinią i fetą, czyli kiedy mniej znaczy więcej



Za parę miesięcy zmienię adres, a co za tym idzie - kuchnię. Duża, duża zmiana i duży, duży stół, który dołączy do rodziny. Mam jednak ogromny sentyment do obecnego domu, w którym chyba do perfekcji opanowałam technologię gotowania w miniprzestrzeni. Przy tym rodzaju tarty wspięłam się na wyżyny sprytu i uznajmy, że głównie z braku miejsca, a nie z czystego lenistwa.

Otóż, sprawa jest prosta - nie układam ciasta w formie ani nie szykuję śmietanowego nadzienia, rozwałkowuję ciasto od razu na blasze do pieczenia i rozkładam składniki jeden na drugim. Jeśli macie gdzie postawić garnek z cukinią i blachę właśnie - jesteście ustawieni.