Nie ma nic oryginalnego w stwierdzeniu, że pesto rządzi i że z kurczakiem stanowi połączenie niemal doskonałe. Jednak myślę, że w przypadku tego przepisu nie trzeba się wysilać na oryginalność i wystarczy cieszyć się tym, że Włosi wymyślili coś tak cudownie prostego i uniwersalnego.
Myślę, że włoskie pesto ze słoika jest naprawdę dobre i zazwyczaj sprawdza się zarówno na kanapce, jak i w formie sosu do makaronu. Jednak jest coś niezwykle przyjemnego w przygotowaniu takiego własnego, domowego. Dom wypełnia się zapachem świeżej bazylii i jest w nim jakby więcej słońca. Brzmi patetycznie, ale trudno.
No i domowe pesto nigdy nie wychodzi tak samo dwa razy. Przynajmniej nie moje. Może to oznaka braku dokładności w proporcjach, a może wynik różnicy smaku między gatunkami parmezanu czy oliwy. Jednak mi to pasuje, bo za każdym razem mogę tworzyć to samo danie jakby od nowa, nie do końca znając efekt końcowy, a jednocześnie wiedząc, że będzie on zawsze niezwykle smaczny. Taka bezpieczna niespodzianka.
Z czasem można samemu rozpoznać, jak zmiany proporcji wpływają na efekt końcowy. Do tego przepisu na przykład użyłam więcej orzechów piniowych, co nadało pesto ostrzejszy smak. Nie zrobiłabym tego przygotowując pesto na kanapkę z pomidorami, ale mocniejsza, orzechowa wersja cudownie pasuje do słodyczy kurczaka. Dlatego proporcje w przepisie to bardziej sugestie, niż wytyczne, bez których nie można się obejść. I naprawdę ryzyko błędu jest minimalne, więc odwagi :)